- Prokuratura Rejonowa w Aleksandrowie Kujawskim umorzyła śledztwo dotyczące pana Marcina "wobec braku danych dostatecznie uzasadniających popełnienie czynu zabronionego". Z taką podstawą umorzenia nie mogliśmy się pogodzić, bo sugerowała, że przestępstwo jednak popełnił, tylko śledczy nie znaleźli na to wystarczających dowodów. Dlatego zaskarżyliśmy decyzję prokuratury do sądu -tłumaczy adwokat Przemysław Oskroba, reprezentujący pana Marcina.
Polecamy
Sąd Rejonowy w Aleksandrowie Kujawskim uwzględnił zażalenie i zmienił podstawę umorzenia na oczekiwaną przez pana Marcina i jego prawników.
- Stał się nią art. 322 par. 1 Kodeksu postepowania karnego, czyli "umorzenie wobec niepopełnienia czynu zabronionego". Decyzja ta jest ostateczna i prawomocna. Dopiero teraz nasz mandant czuje się usatysfakcjonowany, bo w pełni oczyszczony z jakichkolwiek podejrzeń o to, że zorganizował jakąś hodowlę marihuany - podkreślają adwokaci Przemysław Oskroba i Mateusz Kondracki.
Niesłusznie podejrzany o uprawę pola marihuany
Cała historia rzekomej rekordowej plantacji marihuany pod Ciechocinkiem to wstyd dla miejscowej prokuratury. Afera wybuchła latem 2019 roku. Przez dwa dni policjanci z KPP w Aleksandrowie Kujawskim wyrywali tysiące krzaków marihuany z pola pana Marcina w Słońsku Górnym pod Ciechocinkiem. Służby prasowe policji ogłosiły sukces, informując o likwidacji rekordowo wielkiej plantacji.
Śledztwo w tej sprawie prowadziła Prokuratura Rejonowa w Aleksandrowie Kujawskim. Panu Marcin, dzierżawca pola, usłyszał bardzo poważne zarzuty: wytwarzania narkotyków w dużej ilości i doglądania uprawy. Zarzuty usłyszał też jego pracownik. Nie pomogły wyjaśnienia pana Marcina, że pole w Słońsku obsiał łubinem i że nie miał czasu go doglądać, bo uprawy ma na blisko 300 hektarach, w różnych miejscowościach. Nie pomogły jego, jak i okolicznych mieszkańców zapewnienia, że samosieja rozrasta się po tej okolicy od lat. Wreszcie - nie pomogła też zlecona prywatnie opinia biegłego o tym, że rośliny wyrwane z pola nie są marihuaną w rozumieniu ustawowym (za niskie stężenie THC).
Przez blisko rok prokuratura obstawała przy tym, że pod Ciechocinkiem funkcjonowała zorganizowana przez pana Marcina plantacja marihuany. Po wielu miesiącach dochodzenia musiała je jednak zamknąć, bo nie miała na czym oprzeć akt oskarżenia. Prokurator rejonowy Mariusz Ciechanowski z Aleksandrowa Kujawskiego oficjalnie przekazał, że powodem umorzenia jest wspomniany na wstępie "brak dowodów dostatecznie uzasadniających popełnienie przestępstwa".
Czytaj także
Cud, że pan Marcin nie trafił za kraty
Przypomnijmy, że prokuratura od początku całej sprawy czyniła wielkie starania, by pan Marcin trafił za kraty w ramach tymczasowego aresztowania. Na początku został zatrzymany przez policję. Później unikał aresztu, bo jego prawnicy wnosili skuteczne odwołania do sądów.
Pan Marcin jest nie tylko dzierżawcą gruntów, które uprawia, ale i przedsiębiorcą. Jak potoczyłyby się jego losy, gdyby był osobą niezamożną, której nie stać na profesjonalną pomoc prawną i opłacenie prywatnej ekspertyzy biegłego? Prawdopodobnie inaczej...
Polecamy
Dodajmy, że dopiero przy końcu tej sprawy, na etapie sadowym, okazało się, iż biegły powołany do sprawy przez prokuraturę nie miał doświadczenia dotyczącego rozpoznawania konopi indyjskich i dzikich.
Tanie linie trują! Ryanair i Wizz Air na czele
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?