Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Tragedia pokrzydowska." Przyszli do Pokrzydowa naprawić buty. Zabito kilkanaście osób, a kilkadziesiąt trafiło do więzień. Nikt nie wrócił

Karina Knorps-Tuszyńska
Karina Knorps-Tuszyńska
84-letni obecnie Ryszard Kopystecki był naocznym świadkiem tragedii, do której doszło w 1944 r. w Pokrzydowie. Opowiedział nam o wydarzeniach sprzed lat
84-letni obecnie Ryszard Kopystecki był naocznym świadkiem tragedii, do której doszło w 1944 r. w Pokrzydowie. Opowiedział nam o wydarzeniach sprzed lat Nadesłane
O "tragedii pokrzydowskiej", w trakcie której zamordowano mieszkańców Pokrzydowa w gminie Zbiczno w powiecie brodnickim, a wskutek których to wydarzeń wiele osób bezpowrotnie trafiło do więzień, opowiedział nam 84-letni Ryszard Kopystecki. 78 lat temu jako 6-latek widział te wydarzenia z dachu stodoły Joanny Bekterowej. W jej gospodarstwie ukryła się część poszukiwanych wtedy desantowców. Na nieszczęście, także w jej gospodarstwie znajdował się nielegalny wówczas magazyn leków i środków opatrunkowych.

W stodole w Pokrzydowie ukryli się desantowcy. Chcieli naprawić buty

28 grudnia 1944 r. czterech spadochroniarzy ze zrzuconego we wrześniu i październiku 1944 r. desantu, członkowie grupy rozpoznawczo-dywersyjnej chcąc utrudnić Niemcom przejście, wysadziło most w Tamie Brodzkiej. Zamierzony efekt podobno udało się osiągnąć - gdy Niemcy próbowali przemieścić się przez zamarznięte jezioro Bachotek, mieli utonąć. Kolejno desantowcy skierowali się do Pokrzydowa. Idąc z Jajkowa, na początku wsi zatrzymali się u szewca Patalona, aby ten naprawił im pozdzierane buty. Jak im odpowiedział, nie miał materiału do naprawy. Skierował ich do innego szewca, pracującego m.in. w Brodnicy, który na co dzień naprawiał także obuwie mieszkańców Pokrzydowa, a mianowicie do Tadeusza Kopysteckiego. Szewc ten wraz z żoną i czworgiem dzieci: 13-letnią Jadzią, 9-letnią Wandzią, kilkumiesięczną Ulką i 6-letnim Rysiem mieszkał nieco dalej, idąc od strony Jajkowa po lewej części wsi Pokrzydowo, w stronę Bachotka. Tam Tadeusz wynajmował od Joanny Bekterowej parter w domu.

Tadeusz Kopystecki buty partyzantom musiał naprawić w nocy, bo w dzień jechał do pracy. Aby żaden szpicel nie zauważył światła, wraz z żoną okna zasłonili kocami. Jak się jednak okazało, to na nic. Rano po donosie szpicla w Pokrzydowie trwała obława. Niemcy piechotą otoczyli całą wieś i kazali pokrzydowianom przeszukać słomę we wskazanych przez szpicla gospodarstwach, aby znaleźć partyzantów. Spadochroniarze, którzy schowali się w słomie w gospodarstwie, gdzie mieszkały rodziny Murawskich i Kurzętkowskich oraz w sąsiednim gospodarstwie Joanny Bekterowej, zostali odnalezieni. Naoczny świadek tych wydarzeń, wtedy 6-letni, dziś 84-letni Ryszard Kopystecki powiedział "Pomorskiej", że z dwóch partyzantów ukrytych w słomie w stodole Joanny Bekterowej jeden został zastrzelony jeszcze w tej słomie, a drugi wtedy, gdy uciekał na pole. Kolejni dwaj spadochroniarze zostali zabici w sąsiednim gospodarstwie. Wszyscy czterej są pochowani na cmentarzu w Pokrzydowie.

W trakcie tych tragicznych wydarzeń Ryszard Kopystecki był ze swoimi siostrami w domu, ale później wszedł po drabinie na dach stodoły Joanny Bekterowej, skąd widział jak Niemcy znęcają się nad mieszkańcami Pokrzydowa. To wszystko działo się tuż obok, na podwórku Joanny Bekterowej lub trochę dalej, na polach.

84-letni Ryszard Kopystecki zauważył podczas rozmowy z "Pomorską", że nie wszystko, co widział i co opowiedziała mu mama pamięta wciąż dokładnie, ale wie, że jego ojca Tadeusza i matkę Celinę zamierzano rozstrzelać na podwórku. Postawiono ich przed murem i wtedy okazało się, że wśród niemieckich żołnierzy był kolega Celiny ze szkoły. Był Polakiem, został przymusowo wcielony do wojska niemieckiego. Zlitował się nad nią, wywołał ją i przekazał jej owinięte tylko ręcznikiem w trzydziestostopniowy mróz 8-miesięczne dziecko państwa Murawskich, także o imieniu Ryszard. Celinie udało się przeżyć. - Mama dzięki temu przeżyła - powiedział nam Ryszard Kopystecki.

Nie zdecydowano jednak o rozstrzelaniu ludzi na podwórku. Zabrano ich dalej. Ojciec Ryszarda, szewc Tadeusz Kopystecki wiedząc, że mają iść dalej poprosił o zmianę obuwia, bo jak na szewca przystało miał modne wtedy oficerki. Chociaż Niemiec się na to zgodził i poszedł do domu z Tadeuszem, to bił go wtedy okrutnie kolbą po głowie, aby się pospieszył. Mały Rysiu widział wtedy swojego ojca po raz ostatni.

W Pokrzydowie doszło do wpadki, gdy w stodole ukryli się desantowcy. Znaleziono tam magazyn leków i środków opatrunkowych

Gdy poszukiwano spadochroniarzy, to, na nieszczęście, przypadkiem odnaleziono także w gospodarstwie Joanny Bekterowej bogato wyposażony magazyn lekarstw i środków opatrunkowych wraz z niezrealizowanymi receptami wystawionymi przez lekarza Nikodema Wiwatowskiego. W tym miejscu warto dodać, że Joanna Bekterowa miała dwie córki, pielęgniarkę brodnickiego szpitala Stefanię Aleksandrę oraz Marię, które współpracowały z małżonkami Ireną i Nikodemem Wiwatowskimi, dostarczając lekarstwa i środki opatrunkowe dla chorych Polaków i jeńców wojennych. Irena była kierowniczką sekcji sanitarnej WSK Insp. AK Brodnica, szkoliła sanitariuszki, brała udział wraz z nimi w organizowaniu terenowych punktów sanitarnych i aptecznych, zaopatrywała je w leki oraz środki opatrunkowe na wypadek wystąpienia zbrojnego podczas akcji "Burza". Kierowany przez nią zespół gromadził i przekazywał leki i materiały opatrunkowe do obozu koncentracyjnego Stutthof oraz jego filii w Potulicach pod Nakłem i do obozu ciężkiej pracy dla Żydówek w Szczuce koło Brodnicy. Jej mąż Nikodem Wiwatowski był z kolei szefem sekcji sanitarnej Insp. Brodnica AK "Browar". Pracował jako lekarz w szpitalu w Rypinie i w Brodnicy. Pod jego kierownictwem latem i jesienią 1944 r. dostarczano do magazynu w gospodarstwie Bekterowej w Pokrzydowie lekarstwa i środki opatrunkowe. Magazyn ten był jednym z kilku punktów przygotowawczych dla szpitala polowego obwodu Brodnica.

Zgodnie z przekazami zawartymi w teczce Stefanii Aleksandry Bekter z Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej, część jej rodziny (kolejne przekazy mówią, że właścicielkę gospodarstwa, czyli matkę Stefanii Aleksandry, zatem Joannę Bekterową wraz z przebywającymi z nią brodniczanami Romanem i Marią Karbowskimi) rozstrzelano na podwórku Joanny Bekterowej. Przy Stefanii Aleksandrze topiono także jej siostrę Marię, która była gruźliczką, aby Stefania Aleksandra podała nazwiska współpracujących z nią osób. Ryszard Kopystecki, który był naocznym świadkiem tych wydarzeń przyznał, że nie pamięta, aby na podwórku zabito więcej osób niż dwóch spadochroniarzy i kolejnych dwóch w sąsiednim gospodarstwie. Widział natomiast jak zabrano stamtąd wiele osób. Z tego, co wie, wszyscy z podwórka i okolicy zostali zabrani przez Niemców. Także w teczce Hanny Dulskiej jest informacja, że jako odwet za udzielenie pomocy desantowcom Niemcy rozstrzelali 30 grudnia 15 mieszkańców wsi Pokrzydowo i akowców brodnickich Marię i Romana Karbowskich, którzy przyjechali do Pokrzydowa, aby udzielić pomocy medycznej desantowcom. Tych wspomnianych kilkanaście osób miało być zaprowadzonych do lasu przy jeziorze Retno i tam miała zostać wykonana egzekucja w mroźny 31 grudnia 1945 r. Zamordowano wtedy:

  • wspomnianych Joannę Bekter oraz Romana i Marię Karbowskich,
  • Stanisława Wasielewskiego,
  • Klemensa Babalskiego,
  • Jana Kopańskiego,
  • Maksymiliana Ostrowskiego, który szedł do pracy do lasu i gdy była w Pokrzydowie łapanka, to złapano także jego, a następnie zastrzelono,
  • Febronię Treder,
  • Agnieszkę i Józefę Murawskie,
  • Józefę Zawieracz,
  • Marię Mączkowską,
  • Stanisławę Mączkowską,
  • Annę, Bolesława i Maksymiliana Kurzętkowskich,
  • Tadeusza Kopysteckiego, którego syn Ryszard Kopystecki wspomniał, że gdy strzelono do jego ojca nad jeziorem Retno, to Tadeusz wciąż stał. Wtedy żandarm podszedł do niego i strzelił po raz drugi, tym razem w głowę.

Dla zabitych w lesie w okolicy jeziora Retno doły musieli najpierw wykopać zmuszeni do tego mieszkańcy Pokrzydowa. Później też ciała zabitych musieli zakopywać.

Ryszard Kopystecki podkreślił, że zamordowani zostali pochowani w lasku nad jeziorem Retno, ale po II wojnie światowej ich ciała przeniesiono na cmentarz w Pokrzydowie.

Po znalezieniu magazynu leków i opatrunków w Pokrzydowie sprawę przejęło Gestapo. Nastąpiło badanie całej służby zdrowia Brodnicy, co doprowadziło do masowych aresztowań. Wskutek "tragedii pokrzydowskiej" nie tylko zabito wspomniane wyżej osoby, ale aresztowano także 70 osób z okolicy. Co ważne, zgodnie z przekazami zawartymi w teczce Stefanii Aleksandry Bekter żadna z tych 70 aresztowanych osób nie wróciła z więzienia. Mieszkańcy Pokrzydowa wspominają także, że niektórzy mieszkańcy wsi zostali wtedy zastrzeleni, gdy wychodzili z domów zobaczyć, co się dzieje.

Ryszard Kopystecki chętnie wraca w rodzinne strony. Pamięta gospodarstwo w Pokrzydowie, w którym mieszkał

Irenę i Nikodema Wiwatowskich wraz z grupą pielęgniarek wspólnie opiekujących się rannymi partyzantami, którzy przebywali w bunkrze w Tamie Brodzkiej zamordowano w styczniu 1945 r. w Michałowie, prawdopodobnie podczas ewakuacji brodnickiego więzienia. Po kilkunastu latach przypadkowo kopiąc fundamenty pod stodołę znaleziono ich zwłoki, które rozpoznano po metalowych odznakach.

Stefania Aleksandra Bekter wraz z siostrą Marią do 19 stycznia 1945 r. miały przebywać w więzieniu brodnickim, po czym zostały przewiezione z transportem więźniów i wtedy najprawdopodobniej zginęły.

Po tym, gdy rodzina 8-miesięcznego dziecka, które przekazano Celinie Kopysteckiej dowiedziała się o "tragedii pokrzydowskiej", przyjechali po maluszka. Od tej pory Celina nigdy nie widziała tego dziecka. Wychowała natomiast własne dzieci i żyła jeszcze wiele lat.

Szpicla, który doniósł na Tadeusza Kopysteckiego Niemcy zamordowali w okolicach Jajkowa. Powiedzieli mu, że skoro wydał swoich, to i ich wyda Rosjanom - Szpicel był z Pokrzydowa i na wszystkich donosił. Dlatego tylu niewinnych ludzi zginęło - zauważył Ryszard Kopystecki.

Nasz rozmówca Ryszard Kopystecki zdradził, że Niemcy nie zabili podczas "tragedii pokrzydowskiej" dzieci, jemu zatem także udało się przeżyć. Krótko po "tragedii pokrzydowskiej" wraz z siostrami i mamą wyjechał do rodzinnego domu swojej mamy w Michałowie. Później brat mamy polecił, aby zamieszkali w Prabutach. Tam Rysiu mieszkał do czasu wstąpienia do służby wojskowej. Po jej zakończeniu ruszył w stronę Wrocławia, ponieważ w niedalekiej Oleśnicy pracowała jako pielęgniarka jego matka Celina. We Wrocławiu Ryszard znalazł pracę i miłość swojego życia Halinkę, z którą do dnia dzisiejszego jest w szczęśliwym związku małżeńskim. Odwiedzając Pokrzydowo patrzy w kierunku gospodarstwa Joanny Bekterowej. I jak mówi, wciąż ciągnie go w okolice, w których dorastał.

W Brodnicy uczczono bohaterów powstania warszawskiego

W poniedziałek, 1 sierpnia 2022 r. o g. 17 pod pomnikiem Armii Krajowej w Brodnicy minutą ciszy uczczono bohaterów powstania warszawskiego, które rozpoczęło się 78 lat temu. Przypomniano szczególnie mieszkańców Brodnicy i okolicy, którzy zostali zamordowani przez Niemców za prowadzenie magazynu materiałów opatrunkowych w Pokrzydowie.

Historyk Marian Chwiałkowski w poniedziałek, 1 sierpnia przed uczczeniem poległych w powstaniu warszawskim minutą ciszy i przed złożeniem kwiatów podkreślił, że należy pamiętać o mieszkańcach powiatu brodnickiego, którzy zostali zamordowani za pomoc w organizacji powstania warszawskiego. Historyk przypomniał, że bohaterowie z powiatu brodnickiego przygotowując się do powstania utworzyli na terenie Brodnicy i Pokrzydowa w gminie Zbiczno szpital powstańczy.

- Gromadzili w gospodarstwie Joanny Bekterowej środki opatrunkowe, sprzęt medyczny oraz leki. Na skutek prowadzonych przez Niemców poszukiwań spadochroniarzy ze zrzuconego desantu prowadzono różnego rodzaju przeszukiwania. Wykryto magazyn materiałów sanitarnych właśnie w Pokrzydowie

- mówił Marian Chwiałkowski.

- Oddajemy cześć im między innymi i tym mieszkańcom Brodnicy, którzy byli w powstaniu warszawskim ranni i przeżyli to powstanie. Pamiętamy o tych, którzy niedawno odeszli na wieczną wartę: świętej pamięci porucznik Alicja Nowak, świętej pamięci Dominik Sucheński

- podkreślił Marian Chwiałkowski.

Podczas obchodów 78. rocznicy wybuchu powstania warszawskiego w Brodnicy obecni byli mieszkańcy Brodnicy i okolic. Jedną z tych osób była Patrycja Małkiewicz z trojgiem dzieci: Filipem, Julią i Stasiem. - Staramy się co roku przychodzić z dziećmi, żeby pamiętały o dzisiejszym dniu. Dzieci wiedzą, że godzina 17 jest godziną "W". Gdy dziś rano zapytałam ich, jaki jest dzień, to od razu wiedziały, że 1 sierpnia - zdradziła nam w poniedziałek, 1 sierpnia Patrycja Małkiewicz.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na brodnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto